Prawda, bo prawda. Sama prawda i nikt nie powie, że nie mamy racji. A racja jest święta. Że rywalizacja jest dobra, bo jedni wygrywają, a zła, bo drudzy przegrywają. Tym pierwszym gratulacje, tym drugim chusteczka do łez. A kto wnerwiony, ten się odegra. I tym sposobem jesteśmy tam, gdzie pies pogrzebany. A jest on pogrzebany w szkole, bo w szkole w piątek 19.09.2014 r. odbyły się Otrzęsiny 2014.
Cały tydzień pierwszaki zastanawiały się, jak to będzie. Pytały a co? a jak? Wychowawcy ze ściągawką tłumaczyli cierpliwie, spokojnie, że niby zabawa, że świetnie będzie. I było. Postarali się o to chłopcy z IIA i ich pani Aneta Tuszyńska-Parol. To oni w zeszłym roku dali ognia i wywalczyli zwyczajowy tytuł organizatora otrzęsin. Samorząd wstrząsany przez nowego opiekuna, panią Edytę Tyburczy-Kujawę, która niejedne ziółka ma za sobą, dołączył się i wyszła impreza na miarę słów wychowawców. Że niby zabawa, że świetnie.
Zanim jednak młodzi dali upust swojej energii, w skupieniu wysłuchali dyrektor Barbary Ciecierskiej, po czym bardzo uroczyście złożyli ślubowanie na sztandar szkoły. Od tej chwili mogliby się uważać za pełnoprawnych uczniów, gdyby nie ci starsi, którzy mają zbójeckie prawo przeciągnąć młodziaków pod kilem.
Zaczęli oni skromnie, ponieważ tylko zapytali o to i owo. Co się okazało? Młodziaki wszystko o szkole wiedzą, ale jedno z najbardziej ulubionych miejsc w szkole – kampa – jest im nieznane. A bo to dla wtajemniczonych. Pierwszaki mogły się za to wykazać swoimi talentami. Wytwory i wyroby artystyczne w postaci plakatów reklamujących czytelnictwo oraz karykatur wychowawców zyskały najwyższe uznanie jury: pani Barbary Ciecierskiej, pani Anety Tuszyńskiej-Parol, pani Edyty Tyburczy-Kujawy, Klaudii Czerechowicz z IIITH i Michała Kalinowskiego z IIA. Zdarzyło się nawet, że jedna z członkiń jury głośno domagała się, by przyznać punktów sześć, a nie pięć, jak nakazywał regulamin.
Powszechny entuzjazm nagle skończył się, gdy przyszło klasom zaśpiewać wylosowaną piosenkę. Nie, nie, nie chodzi wcale o to, że konkurencja była bardzo trudna. Mamy na myśli lęk przed wyjściem przed publiczność, który objawiał się zajęciem strategicznej pozycji jak najbardziej oddalonej od jury. Jak pouczają poradniki dotyczące mowy ciała, cofanie się daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Wszyscy wykonawcy starali się z lepszym czy gorszym skutkiem wyśpiewać te nasze rodzime nuty, jednak na pewno każdemu udało się przełamać opory i, co najważniejsze, klasy dotknięte tą przerażającą konkurencją znalazły w końcu sposób na odnalezienie poczucia bezpieczeństwa. Grupa się skupiała, zacieśniała. Ten sposób nazywa się bliskość.
Dla zwilżenia rozśpiewanego gardła oraz rozładowania stresu delegaci klas mogli napić się mleka. Jedynym drobnym utrudnieniem było to, że miseczka znajdowała się hen daleko, w dodatku przed publicznością, w związku z czym odległość do pokonania na czworaka wydawała się niebotyczna, a mleko trzeba było wypić bez użycia rąk. Ta konkurencja nie jest do końca zgodna ze współczesnymi trendami w polityce światowej, gdyż łatwiej chłopakowi wychłeptać mleko dwoma haustami niż dziewczynie z gracją mleko po prostu, po kociemu wylizać. Po ukończeniu konkurencji podniosły się nawet głosy protestu nawołujące jury do większej subtelności w ocenie tej pięknej czynności picia mleka bez użycia rąk. Popieramy owe głosy, więcej, żądamy równouprawnienia w roku przyszłym.
Mieli za swoje chłopcy w ostatniej konkurencji – pokazie kociej elegancji. Tu wdzięk zyskał, bowiem wszystkie kotki zostały nagrodzone wielkimi brawami, a jako że i koty wykazały się nie lada pomysłowością, to i one otrzymały dla towarzystwa wysokie punktacje. Za wyjątkiem kotek i kotków z ITH. Ich pokaz to oceniony maksymalnie czysty profesjonalizm, o ile można nazwać w ten sposób to, co zobaczyliśmy w ich wykonaniu.
Klasa ITH zresztą już od samego początku wysforowała się przed konkurencję i prowadziła bezapelacyjnie aż do końca. Gratulujemy zwycięstwa, w pełni zasłużyli. Zwycięzcy otrzymali pewną kwotę pieniężną, którą przeznaczą na swoje klasowe potrzeby, zyskali także prawo zorganizowania otrzęsin w roku 2015.
Przegrani byli przegrani, bo przecież nikt tej prawdy nie podważy. Emocje skłaniały do wybuchów rozpaczy nad straconym jednym czy dwoma punktami, ale najważniejsze w otrzęsinach jest co innego. Wychowawcy poznają swoje klasy, młodzi ludzie zawiązują relacje, które niekiedy decydują o całych trzech czy czterech latach pobytu w szkole. Gdy się patrzyło na pierwszaków, widziało się, jak z każdą chwilą się otwierają, jak znajdują w sobie chęć, by pozbyć się lęku pierwszych dni w szkole. I jak ten lęk pryska niczym bańka mydlana, których nam nie zabrakło podczas otrzęsin, ponieważ przewidująca klasa ITH tych baniek napuszczała całkiem sporo.
Pozostaje tylko jedno pytanie. Co na to wszystko koń? Kto tego konia nie widział, ten wiele stracił. A ja tam byłem, konia widziałem, mleko i gorycz wypiłem.
PS Redakcja strony bardzo chciała wygrać, ech.
Fotografie: Przegrany Piotr Figas